Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/190

Ta strona została przepisana.
LINDSAJ.

Panie! skończmy łowy!
       20 Już prawie wpół dognany ów jeleń pierzchliwy.

HENRYK.

Nie — nie, niechaj odjeżdża.

MORTON.

Tak, niech z Bogiem płynie,
Niech po krajach rozszerza twoją sławę, panie.
Jeszcześ nie był dość znany w francuzkiéj krainie?
       25 Harfiarz, na dobrowolne skazany wygnanie,
Da cię poznać francuzom. Na królewskim dworze
Kadzić mu będą, prosić na królewskie sale,
Błagać o jego przyjaźń — pomocną być może.
On trzyma serce Marji, trzyma rządu szalę,
A Henryk?

HENRYK.

Co chcesz mówić?

MORTON.

       30 Że Henryk — w tym kraju,
Jest królem.

HENRYK.

Jestem królem! czy słyszysz Lindsaju
Co on śmié mówić?

MORTON.

Lindsaj tym słowom zawierza.
Napiwszy się do woli płochych kadzidł dymu,
Uda się może Rizzio do dworu Papieża;
       35 Ujrzysz go wkrótce w kraju — przyjedzie tu z Rzymu,
I kapelusz czerwony przywiezie na głowie;
Z twarzy bardzo podobny Rizzio do Wolseja.
Padniemy przed nim na twarz, a sam Darnléj powié,
Że już zemsty ostatnia zniknęła nadzieja.

HENRYK.

Przestań! już idę!...

Chcą wychodzić, w progu spotykają Duglasa.