Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/208

Ta strona została przepisana.

Przykryją szkarłatami, na mary położą;
Dziwnie od martwéj twarzy odbija korona;
       15 Przeraża ludzi wstrętem ta postać woskowa,
Ustrojona w klejnoty, przy trumny żałobie;
Nie obrażaj się Marjo, lecz Szkotów królowa,
Podobna do téj maski leżącéj na grobie.

MARJA.

Cóż uczynię?

BOTWEL.

Ha! módl się! przebaczaj!

MARJA.

Przebaczyć!
Komu przebaczyć?

BOTWEL.

Wszystkim.

MARJA.

       20 Chciéj mi wytłómaczyć

Botwel się żegna.

Czego się żegnasz?

BOTWEL.

Pani! odmawiam pacierze,
Słyszę dzwon po umarłym.

MARJA.

Co? dzwon, po kim dzwony?

BOTWEL.

Po śmierci Rizzia.

MARJA.

Boleść zaledwo uśmierzę,
I modlitwą zagłuszę jęk w piersiach tłumiony,
Szatan budzi mię ze snu.

BOTWEL, patrząc przez okno.

       25 Patrz Pani! tam zdala
Snuje się tłum pogrzebu, idą czarne cugi,
Płatna wymowa cnoty zmarłego wychwala;
A za trumną przyjacioł orszak smutny, długi,
Ale ten najwierniejszy który w trumnie zaśnie.