Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/212

Ta strona została przepisana.

Powinnaś go odwiedzić jeszcze dziś z wieczora,
Dasz mu w lekarstwie napój co go uśpi w nocy.

MARJA.

O! to czego ty żądasz nie jest w mojéj mocy.
       90 Ja mam go widziéć dzisiaj? widziałam go wczora,
Jutro mam widziéć trupem — widziéć dziś? nie mogę!

BOTWEL.

Odwiédź go — zniszczysz wszelkie podejrzenia, trwogę,
Bez tego spać nie będzie, uchroni się zgonu.

MARJA.

Daj więc! daj mi ten napój — zejdę z mego tronu,
       95 I przez tę noc straszliwą, żaden z mych poddanych
Nie będzie równie podłym i występnym...

BOTWEL, wyjmuje truciznę którą pokazywał u Astrologa.

Pani!
Oto napój wyjęty z ziół mi dobrze znanych.
Niech Henryk spełni do dna, choć może smak zgani,
Sen dla chorego, w bolach wielką jest przysługą.

MARJA.

Więc Henryk gdy wypije?

BOTWEL.

Zaśnie...

MARJA.

       100 Na jak długo?

BOTWEL.

Nie wiém...

Odwracając się.

Skoro napoju użyje królowa,
Mój sztylet nie potrzebny.

Do Marji.

Królowo! bądź zdrowa!

Odchodzi.
MARJA sama.

Uważałam go pilnie, przez rysy oblicza
Chciałam czytać aż w sercu, odkryć by cień zdrady.