Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/240

Ta strona została przepisana.
Słychać wybuch miny.

Ach!!!

Po chwili zrywa się i biegnie do okna.

Widzę! widzę! kłęby dymu i płomieni,
A tam, w czarnych obłokach, jakiś duch straszliwy,
Ulatuje do nieba, chmurzy się i mieni;
       85 To Henryk! Henryk! ja go poznałam — nie żywy!...

Odwraca się od okna, i znów cofa się z przestrachem.

I tu znów Henryk! Henryk przede mną w téj sali!
Widziałam go przed chwilą, był blady i chory,
A teraz takie jasne na licu kolory,
Jakby żył jeszcze — oko płomieniem się pali...
       90 Precz! precz! ode mnie! szukasz ślubnego pierścienia?
Oto go masz! już odejdź — nie jestem twą żoną.
Ach Henryku! Henryku! niémasz ty sumnienia!
Dręczyć tak duszę tylą mękami dręczoną!...
Ach zlituj się nade mną — jestem nieszczęśliwa!
       95 Chcesz może widzieć moje udręczenia, nędzę,
Patrz na twarz moją — z oczu strumień łez nie spływa;
Lecz ja cierpię, przysięgam! nie wierzysz przysiędze?
Wszak jeszcześ słowom moim ufał przed godziną.