Pod którém schyleni w trudzie,
Marząc o szczęściu boleśnie,
Usypiali tłumem ludzie,
Tłumami konali we śnie
I śmiercią sen płacili — bo o lepszéj doli,
Pod tém się drzewem ludziom o wolności śniło.
Było to drzewo niewoli,
Rosło nad grobem — świat już był jedną mogiłą.
Ostatni więc człowiek skona,
Śmiercią z należnych władcom wypłaci się danin?
O nie! na głos Waszingtona
Zmartwychwstał Amerykanin.
I zaprzysiężoną święcie
Wolność okrył wieńcem sławy.
A drzewo śmierci było masztem na okręcie
I zgon niosło na ludy Saxońskie — i nawy.
VI.
Więc słońce już w wolności krajach nie zachodzi?
Wolności skrzydła całą osłoniły ziemię.
Godném jest oczu Boga wolnych ludzi plemię,
On Bohatérów nagrodzi.
VII.
Jakiż to dzwon grobowy?
Z wiejskiego zabrzmiał kościoła?
Idzie tłum pogrzebowy,
Schylone do ziemi czoła.
Trumna, — za trumną dzieci,
Smutna przyjaciół drużyna
Bladą gromnica świéci,
Ciche modły powtarza.
Weszli we wrota cmentarza
Pod trumną ramię syna.
Czarną dręczeni rospaczą
Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/259
Ta strona została uwierzytelniona.