Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/290

Ta strona została przepisana.

Wiodła go w cerkiew... W cerkwi tak ciemno,
Pośrebrza szyby xiężyc na nowiu;
Serce przenika trwogą tajemną,
Szyba brzęcząca w ramach z ołowiu;
       310 I przez otwarte dachu szczeliny,
Wglądały z kwiatem drzące kaliny.
„Xeni“ rzekł Hetman — „co to się znaczy?
Słyszę jęk smutny i płacze rzewne:
Czy to jest nocne pienie puhaczy?
       315 Czy ty chorągwie wzruszasz cerkiewne,
Że się bez wiatru smutnie kołyszą?“

— „Luby! chorągwie spokojnie wiszą,
Może je wzrusza tchnienie mogiły.
Czego się lękasz — czego? mój miły!
       320 Chodź za mną.“ Zdjęła lampę z ołtarza,
Weszli w podziemnych lochów zakręty.
O! jak tu głucha cisza przeraża!
Tu połamane Turków okręty;
W spruchniałych deskach, w zbroje przybrani
       325 Leżą dokoła spiący hetmani.
A jako kazał obyczaj grecki,
Każdy miał w ręku święte obrazy,
Na nich tajemne modlitw wyrazy.
Usta przymknięte, w nich piastr turecki.
       330 Xeni do małéj zbliża się truny;
I strasznie drzała ręka dziewicy,
Gdy podnosiła czarne całuny,
Splamione gęsto łzami gromnicy.
O! nieba, dziécie pod całunami
       335 Piękne i żywe... Xeni pobladła,
I przed Hetmanem zalana łzami
Klasnęła w dłonie — do nóg upadła.
„Mój luby“ rzekła — „to dziécie — dziécie!
Teraz się w ciemnych grobach ukrywa.
       340 Luby, niech pop nas połączy skrycie,
Pop moim ojcem... Ja nieszczęśliwa!
Łzy moje płyną na wzgardę światu.
Gdy plotę z polnéj róży zawoje,