Jak ciche, błękitne przystanie Synopy.
W około na palach podnosi się szaniec,
85
A fale błękitna konała u stopy
Latarni portowéj, gdzie w nocy kaganiec
Oświecał dalekie błękitu odmęty.
Dla kupca, dla majtka, to widok jedyny,
Te mogie przy groblach uspione okręty;
90
Gdzie statkom podobne krzyżują się liny,
I bielą się żagle — ze strzelnic galery
Wygląda blask spiżu, gdzie drzémie grom bitwy,
Na masztach różnego koloru bandery,
Tak lekkie, krajane jak skrzydła rybitwy.
95
Gdy niebo i morze nie łączą się mgłami,
Ciekawe wejrzenie z wież puszcza się szczytu,
I ściga okręty, z białemi żaglami.
Co zdają się płynąć do nieba błękitu.
Dziś tłumem się grobla napełnia portowa,
100
I fala spieniona do huku zadrzała.
Poznali huk Turcy — to mnogie grzmią działa:
Lecz w któréj to stronie? — Od stron Oczakowa.
To może znać dają galery Sułtana,
Ażeby strzedz portów od hord Zaporoża.
105
Ha! cóż nam te czajki? nam trwoga nieznana,
Sam huk je dział naszych zatopi do morza.
Tak Turcy mówili... Lecz kiedy po fali
Noc ciemna posępne rozciąga całuny
Na czarnych niebiosach błysnęły dwie łuny,
110
To płonie Białogród — Trebizont się pali.
Noc była ponura, a łuna szeroka
Pozłaca xiężyce i szczyt minaretów.
Otwarto żelazne podwoje meczetów,
Przy lampach lud wzywa modlitwą proroka;
115
A potém ufając w przeznaczeń wyroki,
Skończywszy modlitwy, lud wrócił do domów.
I wszystkich w haremach sen ujął głęboki,
Obudzą się może wśród ognia i gromów. —
Gdy Ulem meczetu zamykał podwoje,
120
Nie postrzegł zapewne, lampami olśniony,
Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/295
Ta strona została przepisana.