Że Turek posępny, ubrany we zbroje,
Stał między filary jak gdyby uśpiony
I ani się ocknął — choć słyszał, ponury
Jęk rdzawych zawiasów i ryglów łoskoty,
125
I widział po ścianach, jak łuny blask złoty
Oświecał żyłami krwawione marmury.
W haremie niewidać że niebo się pali,
Bo mury wysokie, krzew gęsty i drzewa.
Dziewice w złocistéj zebrały się sali,
130
Gdzie płoną pochodnie, róż tchnienie przewiewa.
Jak szczére tam śmiéchy! jak miłe zabawy!
Bo Basza daleko — na cztérech fregatach,
Na czarne gdzieś morze przedsięwziął wyprawy.
Eunuchy w odległych usnęli komnatach. —
135
Dziewice obsiadły sadzawki, gdzie z głazu
Tryskają fontanny lamp ogniem iskrzone.
Z westchnieniem widomém przez gazy zasłonę,
Słuchają miłośnych gazalów Szirazu.
Ta żądzy tajemnéj kraszona rumieńcem,
140
Choć przyszłość zna swoją — a jednak ciekawa,
Dziecinnie się śmieje, gdy w dłoni jéj trawa
Węzłami spojona, rozwija się wieńcem.
Ta smutna, kwiat róży po listku obrywa,
Liść każdy opadły ma tajne znaczenie,
145
Ostatni liść róży jéj przyszłość odkrywa;
Zerwała ostatni, — i słychać westchnienie,
I długo dumała nad kwiatem opadłym,
Ze łzami na twarzy i z czołem pobladłém.
Ta kwiaty obrywa, ta patrzy jak kwitną;
150
Ta chroniąc płeć dłoni od wiosny upału,
Podrzuca na dłoni dwie kule z kryształu.
Lub płoszy wachlarzem mgłę kadzidł błękitną.
Zulema szukając zaciszy i chłodu,
Usiadła samotna na złotém węzgłowiu;
155
I okno otwarła na kwiaty ogrodu.
Noc była tak ciemna — bo xiężyc na nowiu.
Cieniami pokryte fontanny i drzewa.
Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/296
Ta strona została przepisana.