Byleby w fali znalazł dolara,
Lub piastr turecki... Ho! baczność wiara!“
„Lecz my szczęśliwsi niż oni w chatach,
Gdy nas obwieją dymem pożary;
235
Miło w tureckich błądzić komnatach.
I pić i złote chować puhary;
Lub leżéć w siatce, gdy kołysana
Lekko się waha, buja na maszcie;
I patrzéć w niebo i drwić z Sułtana.“
240
„A teraz bracia dobrze rozważcie,
Oto zdaleka wieża drewniana,
Czy ją zapalić? czy zrównać z piaskiem?
Oto na wieży latarnia miga,
I brylantowym pali się blaskiem.
245
Niech moja czajka brzegu dościga,
Ja sam pod zręby ogień podłożę.
Lecz jeszcze okiem rzucę na morze:
Jak cudny widok?... Tu czajek dwieście
Które noc kryje i groźna strzeże.
250
Zdala rząd świateł, Pera przedmieście,
Daléj Sofijskie złocone wieże;
Ledwo ich blade widać zarysy
Na ciemném niebie... Tam krzew żałoby
Tureckich grobów widać cyprysy.
255
I w nocy nawet czernią się groby. —
I gwar daleki i morza szumy,
I myśl o wschodnich roi straszydłach:
Zda się że widzę jak widmo Dżumy
Płynie nad miastem, na czarnych skrzydłach.“
260
Już zniknął Hetman — czas szybko bieży...
Cicho i głucho — słychać jęk dziki...
To pewno strażnik skonał?... Na wieży
Błękitne siarki widać płomyki.
I nagłe światło na morze pada,
265
Krwawo się czarna fala rumieni.
I twarz miesiąca zagasa blada,
Słychać huk ognia i trzask płomieni,
Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/299
Ta strona została przepisana.