Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/312

Ta strona została przepisana.
PIEŚŃ PIĄTA.

BASZA.

Wrócił syn stepów wyprawą dumny.
Jakże mu piękne zdają się chaty!
Róża je polna ubiéra w kwiaty;
Malw różnofarbnych drzące kolumny
       5 Aż po nad strzechy rosną i kwitną.
Ówdzie spruchniałe skrzypiąc żurawie,
Sięgają w studni wodę błękitną:
Tam Zaporożec napawa konia,
Spiewając dziką pieśń o wyprawie,
       10 I gwarząc z echem wraca przez błonia,
Kiedy wieczorna zabłyśnie gwiazda.
Na spiew szczekaniem pies się odwoła,
Chaty wiszące w parowach sioła
Jako jaskółcze czernieją gniazda...

       15 Ale dla Turków jakże zdradzieckie
Czertomeliku wysep zakręty!
Gdy w nie galery weszły tureckie,
Utkwił na miejscu żagiel rozpięty.
I tak za czajką płynące wrogi
       20 Co wprzód grozili, blade od strachu,
Nie mogli znaleść powrotu drogi,
Jakby w Egipskim zbłąkani gmachu.

Kozak spokojnie porzucił chaty,
I biegł na brzegi — tam Pop z gromnicą