Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/313

Ta strona została przepisana.

       25 Przywdziewał lśniące złotem ornaty.
Trzykroć oświęcił Dniepr kadzielnicą,
A gdy odmówił z xięgi pacierze,
Rzekł do Hetmana: „Mój wierny synu
Czy wierzysz w cudy?“ — Hetman rzekł — „Wierzę.“
       30 Lecz uśmiéch jakby na wzgardę gminu,
Oświécił blade lice Hetmana.
A pop rzekł daléj — „Więc w imie Pana
Jeśliś ochrzczony weź obraz święty
Gdzie malowana Bogarodzica,
       35 Zanurz do fali — niechaj okręty
Zatoną — zgasną jak ta gromnica.“
Rzekł... i gromnicę rzucił do wody.
Tłum cały milczał, a Hetman młody
Jakby ze wzgardą słuchał rozkazu;
       40 I malowidłem cudowném błysnął,
Lecz nim tknął fali ramą obrazu,
Obraz się w drobne sztuki rozprysnął.
A pop zbladł drzący — zbladła drużyna...
Hetman zawołał... „Czemuż bledniecie?
       45 Jeśli pękł obraz? nie moja wina,
Spruchniał w tureckim wisząc meczecie.
Ale ten okręt zastrzągł do mułu,
Turków wytracę przed wschodem słońca;
Jednego tylko zostawię gońca,
       50 By o tém zaniósł wieść do Stambułu. —
Cóż ten szmer znaczy?... czyż szabla Żmii
Tak się na karkach tureckich starła,
Że już kozackiéj nie tknie się szyi?!
Do chat kozaki!... niech myślą Turki
       55 Że już drużyna nasza wymarła:
A gdy noc głucha padnie na wzgórki,
I na parowy — być w pogotowiu
Na odgłos trąbki. — Do chat kozaki!... —“

Już przy zachodzie dnieprowe ptaki,
       60 Czaple się kładły do snu w sitowiu.
Galera piersią nie miała wody,
A spód jéj ledwo w trzcinach widomy;
I nad zielone wysep ogrody