Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/319

Ta strona została przepisana.

       255 I twarz rękami zakrył obiema.
I rzekł: „Mój sztylet tak mię porzucił,
Sztylet niewierny — jak ta Zulema.“ —
— „Baszo!“ rzekł Hetman.. ona szczęśliwa,
Z waszych pałaców bierze podarki;
       260 Dla niéj po morzu czajka ma pływa,
Błyszczą pałasze i grzmią janczarki;
Dla niéj to Żmija przez długie lata
Zdradzał i zaprzał swego proroka,
I twarz zmieniona nosił dla świata,
       265 Choć w sercu była rana głęboka.
Hetman — i razem wróg méj drużyny,
Często przebrany z bracią Tatary,
Na własne sioła niósłem pożary:
Często przez długie, długie godziny,
       270 Pamiętam, nawet przed dniem wyprawy,
Jak wąż ukryty pomiędzy trawy,
Patrząc na słońce, leżę dzień cały,
By choć dzień jeden ukraść obłudzie,
By świst kozackiéj usłyszéć strzały;
       275 Sokół mnie poznał prędzéj niż ludzie,
Tak twarz wprawiłem, aby udaną
Nosiła barwę. W takiéj niewoli,
Jak liść dwubarwny srebrnéj topoli,
Cierpiałem mękę — niewypłakaną.
       280 Gdym własne sioła palił i burzył,
Gdym na przekleństwa gminu zasłużył,
Błogosławili... Ale już blada,
Już gwiazda Żmii — mroczy się, spada;
Gdy w mojéj dłoni pękł obraz święty,
       285 Odkryją zdradę, spadnie ta głowa,
Przeklną!...“ Głos grzmiący przerwał mu słowa:
— „Więc bądź przeklęty! więc bądź przeklęty!“ —
I przed Hetmanem stanął w komnatach,
Ze srebrnym krzyżem, Pop w czarnych szatach.