Już zniknął... Blado wschód się czerwieni,
Już się oddala tentent po wrzosie.
Tu koralową barwą jesieni
140
Błyszczą burzany w srebrzystéj rosie,
I szpaków stada po nieba sklepach
We mgle się kąpią — i lgną na łozy.
Gdzie dwie samotne płakały brzozy,
Hetman kozacki konał na stepach...
145
Ciszéj!... tam jakiś spiew obłąkany,
Z echem przez suche płynie burzany;
Pieśń taka smutna, dzika i rzewna.
Oblana złotem słońca promieni
Zbliża się postać, jak cień niepewna,
150
Dziewica mogił — to młoda Xeni!
Pieśń jéj jak lutni niesfornéj głosy
Nagle skonała, krzykiem ucięta,
Bo koło Xeni skrwawione wrzosy;
A choć przyłbica Żmii zamknięta,
155
Już go poznała — tak dziewic oczy
Wprawne w miłości, choć obłąkane.
Ale na próżno wyśledza ranę.
Chce krew zatrzymać rąbkiem warkoczy.
Gdy mu przyłbicę wzniosła na czole,
160
Żmiję do życia wróciły bole;
Spojrzał — i poznał — lecz nie rzekł słowa,
Ani się zdradził nagłém poznaniem.
I był cisza — cisza stepowa,
Przerwana czasem łzami i łkaniem
165
Smutnéj dziewicy. Xeni oczyma
Ściga wejrzenie zgasłe Hetmana;
A Żmija oczy wlepione trzyma
W stronę, gdzie mglistą chmurą owiana
Wznosi się zamków Siczowych wieża.
170
Nagle blask ognia stamtąd uderza,
Potém się rozlał po Dniepru fali,
Między wieżami płomień się wije.
— „Zdrajca“ — rzekł hetman — „Xeni klnij Żmiję!
Oto mój zamek, zamek się pali!
175
W zamku twój ojciec!... A Basza mściwy
Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/324
Ta strona została przepisana.