Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/372

Ta strona została przepisana.

Przywykłem kruszyć serca — a gdy kruszę,
Patrzéć jak cierpią i śmiać się szalenie.
Lecz twoja boleść, bladość marmurowa,
To już nad moje siły, nad sumnienie!
Czy wierzysz, luba! ja się wyznać wstydzę,
Ja, korsarz krwawy! ja, ludzi morderca!
Że się zabójstwem i zbrodniami brzydzę,
Że mam myśl jedną, wielką, w głębi serca,
Co kiedyś zbawi nawet pamięć moją.
O luba! teraz niech się ludzie boją;
Niech się przed czarnym chronią pawillonem;
Znajdę ich — zbudzę... jeśli nagłym zgonem
Bóg wielkiéj we mnie myśli nie rozłamie.
Na moim czole widzisz dumy znamię,
To jest przeczucie sławy — tam — tam w dali
Widzę okropną przyszłość — ale sławną:
Precz te obrazy... Luba! jakże dawno
Z tobą po obcych błądziliśmy światach?
Jakżeśmy dawno w przeczuciach szukali,
I w oberwanych po liściu róż kwiatach
Naszéj przyszłości? Z tobą moje losy
I z tobą dotąd wiążę myśli moje.
Często przed ludźmi w kajucie ukryty,
Jak dziécie trefię przed zwierciadłem włosy,
Szaty poprawiam — brylantami stroję,
Bo widzę jasno — widzę w twych marzeniach,
Mój własny obraz wyraźnie odbity,
Więc podobieństwa szukam w ukraszeniach,
I póty śmiechem rozjaśniam jagody,
Aż póki czyste wróci mi zwierciadło
Obraz twych wspomnień z twarzą mniéj pobladłą
I mniéj posępny — i smutny i młody.“

„O! świat ten gorzki, śmiéchem przeraźliwy
Dla tych co płaczą czy to krwią czy łzami.
Chroń się ty świata — bo on nie był z nami
W szczęścia godzinie, więc i dziś nie będzie;
Bo przeciw wielkim czuciom on gniewliwy,
I nie przebacza tym co toną w błędzie.
Patrz jak ten klasztor czoło w chmurach trzyma,