I zadrżał, bo te światło z marzenia go budzi,
Bo te światło natrętne było jak tłum ludzi
Co widząc blade czoło o szaleństwo woła.
Korsarz długo ze światłem godził rysy czoła,
Twarz jego jakby z kruszcu łamała się twardo,
Malowana naprzemian śmiéchem, bolem, wzgardą;
A potém się w bezwładną spokojność przybrała,
Jeśli twarz może skonać, twarz Lambra skonała.
I spoczywał bezwładnie na stole oparty,
Przed nim rozwite świata znajomego karty,
Cała ziemia ramieniem Lambra opasana,
Leżała jak w żelaznych skrętach Lewjatana.
A te ściany są krwawą powieścią korsarza.
Lampa co przed nim płonie, zdjęta z przed ołtarza,
Świeci zbrodni jak niegdyś przyświecała Bogu.
Tam daléj blask xiężyca rzucony na progu,
Odbłyska jakby kawał śniegu błękitnawy.
I różne pawillony z obcej wzięte nawy,
Skarżą się pod stopami korsarza rozdarte.
A tam — lampa oświeca pargaminu kartę,
Firman — złotem w sułtańskie ustrojony słowa;
Na nim jak pieczęć z wosku leży trupia głowa,
Od sułtana samego głowy mało mniejsza,
Żółta, lśniąca i może z czaszek najpiękniejsza.
Daléj złotem wybite, krwią rdzawe oręże,
Nad czarami ze spiżu okręcone węże,
Zginają kark do czary po szczątki trucizny.
Z tych ścian wyczytaj zbrodnie wygnańców z ojczyzny
A sumnieniem kajuty są ścienne zwierciadła,
Których powierszchnia parą wilgoci pobladła,
I — co dnia zasłonami grubszemi ciemnieją,
I co dnia na co patrzą, spowiadać nie śmieją. —
Czasem słychać szum morza, czasem cichość głucha,
W ciszy korsarz podnosi blade czoło — słucha.
Jego myślom, w dalekie rzuconym zawody,
Odpowiadają dźwiękiem, krople morskiéj wody,
Co ze szczelin sączone dźwięk wydają szklanny,
Jak płacz łzawy dalekiej w cytrynach fontanny.
Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/381
Ta strona została przepisana.