Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/393

Ta strona została przepisana.

Jak Kleopatry perłę w krwi rostopię,
W czarze z kryształu i dam czarę ludom...
A one może, w chwili obłąkania,
Odepchną czarę... wieczna im mogiła!
Jeżeli czarę od siebie odrzucą,
Jeżeli usta dla tego odwrócą
Że się w krwi ludzkiéj myśl ta rostopiła,
Chociaż tak była bezcenna i droga,
Że o niéj dotąd nie śnił nikt — prócz Boga...
Lecz niech ją pojmę — niech przeniknę jasno,
Niech mi z posianych roskwitnie zarodów,
Zemsta człowieka i zemsta narodów...
Jest w sercu... w myślach... moje myśli gasną...
Znów mię ogniste porywa marzenie;
Widzę je sercem i okiem zamkniętém.
Powietrze zda się wielkim dyamentem
W którym kolory grają i płomienie.
Szatani! o ciemni szatani!
Jak płyną wirem obrazy!
To mój okręt korsarski na ciemnéj otchłani
W skrzydlate widmo się mieni;
A z prawéj strony anioł zarazy,
A z lewéj anioł ognisty,
Liny z promieni...
I morza obrus błękitno szklisty
Nie łamie się w pianę pod statku piersiami,
I okręt białémi nie szumi żaglami;
I tylko czuję że płynę,
Jak duchy w północną godzinę,
Posępny, okryty mgłami.
I mgła błękitna pobiela
Uciekające wstecz brzegi,
Topią się, nikną jak śniegi.
Znów widne... tam palma drząca,
Jako kapłan Izraela,
Do cichéj twarzy miesiąca
Wznosi dłonie — twarz odwraca,
I mówi modlitwy szmerem.
Anioł zemsty kieruje okrętowym sterem,
Odbłyskiem swego lica ciemny brzeg pozłaca.