Spieszmy nowe tworzyć brzemię,
Nim jutrznia błyśnie ponura:
Nim się żywioły ochłodzą,
Rzucie język Balaama oślicy:
240
A ci co się z niego wyrodzą,
Narodowéj się chwycą mownicy.
Mowców plemię...
Tłum! tłum! tłum poleciał na ziemię,
Jak zwichrzone szpaków stado.
245
Widzicie tę postać bladą
Z mętów kotła już napół urodną;
Twarz uwiędła i wzrok w czarném kole;
Paszczę myśli otwiera wciąż głodną,
Wiecznie dławi xięgarnie i mole;
250
I na krzywych dwóch nogach się chwieje,
Jak niepewne rządowe systema.
Chce mówić, posłuchajmy co na świat posieje?...
Czy lepiéj kiedy jest król? czy kiedy go niema?...
Precz z tym sfinxem co prawi zagadki!
255
Sam jéj djabeł rozwiązać nie umie;
Niech w szkolarzów zasiewa ją tłumie,
Oplątaną w dziejowe wypadki;
Niech z ministerjalnéj ławy,
Nad rozlewem żyźniącym krwi Nilu,
260
Ze złamanych kolumien podstawy
Gada hieroglifem stylu.
Panie! Patrz tam, z kotła pary
Znów się jakiś twór wylęga.
Twarz ma okropnéj poczwary,
265
Przez pierś jeneralska wstęga.