Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/025

Ta strona została przepisana.
SZATAN.

Witajcie go! oto twór
Niszczyciel jakby horda Nogajca.
On w stolicy owłada dział mur,
On z krwi na wierszch wypłynie — to zdrajca!
       270 A gdy zabrzmi nad miastem dział huk.
On rycerzy ginących porzuci;
Z arki kraju wyleci jak kruk,
Strząśnie skrzydła, do arki nie wróci...
Kraj przedany on wyda pod miecz:

GŁOS W POWIETRZU.

       275 W imie Boga! precz stąd! precz!...

(Wszystko znika.)
CHÓR ANIOŁÓW.

Ziemia, to plama
Na nieskończoności błękicie;
Ciemna gwiazda, w słonecznych gwiazd świcie,
Grób odwieczny potomków Adama.

ARCHANIOŁ.

       280 Onego czasu; jedna z gwiazd wiecznego gmachu
Obłąkała się w drodze, jam ją zgonił lotem.
Czułem w dłoni jéj serce bijące z przestrachu,
Jak serce ptaka ludzkim dotkniętego grotem;
I drzącą położyłem przed tronem Jehowy.
       285 A Bóg rzekł do mnie świato tworzącemi słowy:
Krew ludzka skrzydła twoje rumieni.
Padłem twarzą na Boskie podnoże,
Na proch gwiazd, na kobierce z promieni...
Boże! Boże! Boże!
       290 Skrzydeł pióry otarłem o ziemię,
Krwawa była — widziałem! widziałem!
Za grzechy ojców w groby kładące się plemię,
Lud konał... gwiazda gasła... za gwiazdą leciałem —
Lud skonał...
       295 Czas byś go podniósł Boże, lub gromem dokonał.