Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/127

Ta strona została przepisana.

Nadto białą — To jeszcze dzieciątko niewinne. —
Panie Zbigniewie czy masz respekta powinne
Dla takiéj młodéj matki? jakże wy z nią razem?
       15 To dziwnie, Waszeć mi się zdajesz zimnym głazem,
Atentuj że się Wasze téj młodziutkiéj matce.

(do Amelii)

Tobie tu jak białemu gołębiowi w klatce,
Ten zamek bardzo smutny, tobie trzeba słońca.
Cóż — czy cię nudzi staréj gawęda bez końca?
       20 Powiem ci coś miłego: tu z królem przybywa
Pan Mazepa.

AMELJA.

Któż to jest?

KASZTELANOWA.

Jakto, nieszczęśliwa!
Ty nigdy nie słyszałaś o panu Mazepie?

AMELJA.

Nie Mościa Dobrodziéjko.

KASZTELANOWA.

Ja ciebie oślepię,
Ja ci zacznę o złotym mówić sowizdrzale,
       25 A może twoje czyste serduszko rozpalę
Ogniem nieugaszonym — Obaczysz go sama.
Serce jego otwarte jak przejezdna brama,
Jedna wjeżdża, a druga wyjeżdża za wrota...
Spojrzenia jego nakształt kowalskiego młota,
       30 Ciągle w biedne serduszka uderzają, tłuką
Na miazgę — Niech to będzie Asińdźce nauką.

(Walą z dział.)
AMELJA.

O Boże, król!

KASZTELANOWA.

Nim wejdzie, mamy czasu dużo,
Tam na ganku pan Pasek, z powagą papużą
I z wielkim stał papierem — ba! to mówca śliczny
       35 Przygotował dla króla wiersz makaroniczny.
O czém że ja mówiła Mościa Dobrodziéjko?...