Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/145

Ta strona została przepisana.
WOJEWODA.

Wabik babi,
Ten paź — może się strasznie oparzyć — Mopanek
Niechaj się strzeże, niech tu nie szuka kochanek...
Mój dom nie jest...

KRÓL.

       15 I cóż tak drzesz pas złotolity?

WOJEWODA.

Więc Pazik szukał tutaj po nocy kobiéty?

KRÓL.

Wojewodo, ja nie wiem.

WOJEWODA.

Miłościwy Panie...
Pozwól mi — pójdę — ranne zastawić śniadanie.

KRÓL.

Dajem wam wszelką wolność.

(Wojewoda ochodzi.)




SCENA DRUGA.
KRÓL (sam.)

Ten starzec zazdrośny —
Jakże taki charakter w starych ludziach sprośny!
Jaki śmieszny! — Rwał wąsa i rozdzierał pasa.
A wszystko więził w sobie, i krwi tylko krasa
       5 Wyszła mu na policzki starością zwiędniałe.
Wstrząsał się jakby dźwigał na ramionach skałę;
Widziałem jak mu błysła źrennica czerwona
Gdy wyrzekłszy, kobiéta, w myśli dodał: żona.
Oj Wojewodo tak mi wyglądałeś Wasze,
       10 Jak Radziejowski gdy jadł ze Szwedami kaszę.
Cóż to? Wojewodzina.