Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/152

Ta strona została przepisana.

Gdyby mi kto powiedział wczora że być może,
Jaki człowiek na ziemi, z sercem ludzkiém w łonie,
       10 Śmielszy, niż róża listkiem kryjąca jéj skronie,
Bliższy jéj ust, niż swojski jéj kanarek złoty,
Szczęśliwszy niż powietrze, niż owe istoty,
Muszki wieczorne którym ja zazdroszczę co dnia...
Ach — nie wiem... wczoraj mi się zdawała to zbrodnia
       15 Dotknąć jéj twarzy... dzisiaj możebym szalony...
Tak więc ten co się pali sam — żar zapalony
Ciska na serca drugich i winien pożogi
Która człowieka wali losowi pod nogi
Zimnym — zwalanym trupem...




SCENA SIÓDMA.
WOJEWODA, ZBIGNIEW.
WOJEWODA.

Waść tu czekasz kogo,
Waść widzę porysował marmury ostrogą.
Cóż to jest za rysunek... trupia głowa — Synu
Waszeć mi chcesz się rąbać? wstyd — to człowiek z gminu:
       5 Takiego Wojewoda pod kijem zatłucze...
Posłałem Chmarę... ja go respektu nauczę...
Melka niewinna że krew pod oknem — niewinna
Lecz z Paziem co ją sądził ścierką — to rzecz inna.
Pod kijami odszczeka, już posłałem Chmarę...
       10 Zostaw to wszystko Waszeć, na te czoło stare. —
Czy ty myślisz że matka o tém nie wiedziała?

ZBIGNIEW.

O! na to ja przysięgnę.

WOJEWODA.

Panu Bogu chwała
Że mi nadarzył świętą kobiétę za żonę...
Czy Waść uważał, miała oczęta czerwone
Od płaczu...