Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/159

Ta strona została przepisana.
ZBIGNIEW.

Czekaj tu ja ci każę klacz osiodłać tęgą.
Wtenczas wiatr nie doścignie.

MAZEPA.

Idź chłopaku szczery.

(Zbigniew odchodzi.)




SCENA DZIESIĄTA.
MAZEPA (sam.)

Panie Mazepo! teraz Wasze innéj cery —
Co się z twoją złoconą zrobiło maszkarą?
Mówiłeś jak xiądz — próżno djabeł krzyczał: haro!
Ty brnął w cnotę jak w błoto, ani dbał o siebie...
       5 Dwa dni tego humoru: a umrę, i w niebie
Będę siedział po uszy. — Ba — lecz bies powróci.

(Podnosi listy królewskie z ziemi.)

A ha! królewskie listy... Ten król mi coś czmuci —
Dalibóg! szablą pieczęć przecięta na dwoje —
Schowam — ja się téj szelmy ciekawości boję;
       10 To mój wróg — ba! — lecz pieczęć na dwoje złamana.
Tylko troszeczenieczkę...

(Zaziera w listy.)

„Proszę Waszmość Pana“
Do Głuchowskiego pisze komendanta...

(Przebiega list oczyma.)

Nieba!
Ukartowane wszystko na rapt jak potrzeba,
Ortodoxus chce porwać żonę Wojewodzie!
       15 Daléj — tu widać jakiś przypisek na spodzie —
Czy ja ślepy? czy bielmo mi na oczach leży?

(Czyta.)