Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/165

Ta strona została przepisana.
ZBIGNIEW (klęka przed nią.)

Matko! o! matko, litości...

AMELJA.

Milcz! milcz! ja cię rozumiem — tak padłeś przede mną,
Waćpan przede mną strasznie upadłeś — Bóg ze mną,
       25 Ja Waćpanu nie mogę nic — prócz łez — ja sama
Cierpię. — Idź Waść.

ZBIGNIEW.

Litości!

AMELJA.

Prócz łez... Jaka plama
Dla mojéj czystéj duszy tak z Waćpanem gadać,
Jak gdybym rozumiała. — Nie chcę o nic badać —
Ja będę wiecznie Boga za ciebie prosiła. —
       30 Nie bój się, my niewinni: Bóg cierpienia zsyła
Ale można spokojność wyprosić u Boga. —
Ja Pana żegnam wiecznie — ja jestem uboga,
Nie mam co dać mu prócz łez. — To ciebie nie splami,
Że schylona nad tobą obleję cię łzami,
       35 Ty będziesz je pamiętał te łzy — Proszę! proszę!
Proszę te łzy pamiętać — i o mnie. — Ja znoszę
Wielkie męki, lecz proszę źle nie myśleć o mnie
Bo to co teraz mówię — mówię nieprzytomnie.
Bądź zdrów.

ZBIGNIEW (chce wstać i mdleje.)

Ciemno mi w oczach...

AMELJA.

Słyszysz! ktoś nadchodzi. —
O! wstań! o! wstań... to ojciec nasz —

(do wchodzącego Wojewody.)

       40 Niech Pan Dobrodziéj
Ratuje — twój syn leży mi u nóg zemdlały.