Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/177

Ta strona została przepisana.

Powiedz, że tu od tego na dachu ołowiu
Zimno mi ja mam febrę.

CHMARA.

Czy przysłać doktora?

AMELJA.

       10 O! nie, jeszcze nie jestem ja śmiertelnie chora,
Tylko mi zimno. Czy tu xiądz nie przyjdzie do mnie
Xiądz spowiednik.

CHMARA.

Pan się dziś rozgniewał ogromnie
Na panicza, godzinę się kłócili z synem.

AMELJA.

Ach!

CHMARA.

Panicz się za xiędzem ujął kapucynem
       15 Lecz bardzo bylo trudno dójść do ładu z panem,
Wreszcie zezwolił. Oto chleb i woda z dzbanem,
Niech się Pani posili — wszystko dobrze będzie.
Przypomniały dziś Panią Panu dwa łabędzie
Co przypłynęły po żér aż pod okno śklane,
Pan je chciał spłoszyć...

AMELJA.

       20 Moje łabędzie kochane.

CHMARA.

Pan je chciał spłoszyć, nawet już ze strzelby mierzył,
Ale Pan Zbigniew ręką po lufach uderzył
I nabój poszedł na wiatr. Jegomość już wzdycha;
Wczoraj ledwo przy stole wziął się do kielicha
       25 Nie mógł dopić — i ryknął jak lew — wstał od stołu
I chciał odbić alkowę... ba — pańskiemu czołu
Coś cięży, coś dolega — wstyd samego siebie...
Ja go znam — on się prędzéj pod zamkiem zagrzebie
Niż przyzna się do żalu — to panisko dumne,
       30 Ja go znam; taki dzieckiem był i pójdzie w trumnę.
Ja go znam — to dotkliwy jest Pan na honorze.