Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/179

Ta strona została przepisana.
SCENA DRUGA.
AMELJA (sama.)

O! gdyby tym nożem
Można się przebić i być spokojną i zasnąć!
Nie, nie, nie mam odwagi — ja muszę zagasnąć
Zwolna; wypiwszy do dna, ten kielich goryczy.
       5 Cóż to? słychać po wschodach znów krok tajemniczy?
Ktoś idzie — xiądz zapewne.




SCENA TRZECIA.
AMELIA, ZBIGNIEW wchodzi zakapturzony w xiędza habicie.
AMELJA. (Rzucając się ku niemu)

To anioł z obłoków.
Zbigniewie, jam poznała szelest twoich kroków!
To ty!

ZBIGNIEW.

Precz! precz — z daleka odemnie.

AMELJA.

Co słyszę?
To musi być kto inny.

ZBIGNIEW (odsłania twarz.)

To ja.

AMELJA.

Gniew kołysze
       5 Twoją wiotką postacią jak znikomym cieniem. —
I z czémże ty przyszedłeś do mnie?

ZBIGNIEW.

Z potępieniem...

AMELJA.

Za cóż ty mię potępić chcesz? Ty cały drzący.