Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/180

Ta strona została przepisana.
ZBIGNIEW.

Przyszedłem cię potępić jak umierający,
I przekląć — i przed tobą trupem się położyć,
Lecz pierwéj przekląć...

AMELJA.

       10 Skądże ci mnie biedną trwożyć!
Dla czego ty przeklinać mnie masz? Wszak ty jeden
Nie masz prawa przeklinać.

ZBIGNIEW.

O tu mi był Eden...
Oczy twe były dla mnie gwiazdami zbawienia,
Hymnem anielskim, twoje tłumione westchnienia,
       15 Twoja dusza, półową méj duszy weselszą;
Nie mówiłem ci tego pókiś była bielszą;
Teraz ty czarna, ciebie już słowa nie splamią
Choćbym powiedział: kocham — oczy twoje kłamią,
Serce twoje jest brudne, usta twoje drżące
       20 Zdają mi się tak na mnie oddychać gorące
Że mi się czoło pali i więdnie. — O! matko
Z daleka stój — Przyszedłem się na twoją gładką
Twarz zapatrzyć i ludzkiéj piękności urągać...
Nie śmiéj już po mnie żadnéj przysięgi wyciągać,
       25 Bo już nie mógłbym przysiądz żeś nie jest fałszywą;
Chociaż ty mnie przysięgać nauczyłaś krzywo —
Ja ciebie teraz czegoś na wzajem nauczę —
Chodź tu — powiem na ucho — Utnij włosy krucze,
I powieś się — lub, słuchaj, zakryj twarz wlosami
Bo się nie płonisz...

AMELJA.

Zbigniew!

ZBIGNIEW.

       30 Ty mię raz już łzami
Oszukałaś — więc oszczędź sobie teraz mdłości —
O! jak ja tę kobiétę kochałem! — Litości!
O! jak ja tę kobiétę kochałem!!!

AMELJA.

Zbigniewie...