Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/186

Ta strona została przepisana.

Wkradłem się do ogrodu, nie spotkałem straży.
       25 I długo ważąc w myślach owego wieczora
Kogo by w mojéj biedzie wziąć za protektora —
Albowiem mnie to srogie groziło więzienie —
Wpadłem... bo tak nieszczęsne chciało przeznaczenie,
Do pustego pokoju téj Pani. — W tém słyszę
       30 Któś nadchodzi — Osób dwie; — kilka słówek piszę
Na wachlarzu Jéjmości, o prezencyi własnéj,
Potém z trwogi do ciupy téj wpadam niejasnéj
I zapuszczam firanki. — Moja dotąd wina! —
Z Wojewodzicem była to Wojewodzina.
       35 Jużem chciał łeb wychylić jak ryba z niewoda,
Gdy oto wpada z ludźmi zbrojny Wojewoda,
Krzyczy, grzmi, wietrzy — zwietrzył mnie za tą firanką;
Już miałem wyjść i moją szabelką acanką
Drogę sobie otworzyć i wrota kozacze...
       40 Lecz słucham — ona Panie Miłościwy płacze;
Ona, kiedy mąż wrzeszczy i tupce ciemięga,
Na krzyżu mu najświętszym Chrystusa przysięga
Że mnie w alkowie nie ma. — Jakże tu wyjść było?
Przysięgła — jam się kurczył i serce mi biło:
       45 Już myślałem że burzę przeczekam bez szwanku,
W tém Wojewoda ludzi zawołał z krużganku...
Przyszli — ja słucham — włosy mi wstają na głowie,
Każe mnie kamieniami zawalić w alkowie...
Walą głazy — ja słucham — stosują do węgła...
       50 Lecz jakże było Królu wyjść? — ona przysięgła!
Téj kobiecie by nigdy wtenczas nie wierzono...
Nie wyszedłem. — Lecz jakże drżało moje łono,
Gdy usłyszałem już mur rosnący przede mną.
Zamurowali. — Ciszę uczułem podziemną —
       55 W oczach stanęły różne młodości obrazy,
Wyciągnąłem przed siebie ręce, czuję głazy
Zimne, nieporuszone... zacząłem żałować
Że się tak marnie dałem żywcem zamurować...
I zdjął mię strach — o głodzie pierwsza myśl nadbiegła,
       60 Gdzie zajrzę — ciemność; czego się dotknę, to cegła.
I zdjął mię strach i strach mi był bratem do końca.
Nie wiem wiele tych godzin minęło bez słońca,
Jużem się rezygnował na wszelkie boleści,