Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/187

Ta strona została przepisana.

W tém słyszę... coś nademną jęczy, i szeleści,
       65 Szukam, przebiegam ręką drżącą czarne ściany —
Znalazłem... to kanarek był zamurowany
I zdychający z głodu. — Te skargi pisklęce,
Trzepiotanie się jego — gdy konał na ręce,
Taką mię zdjęły zgrozą — że padłem bez ducha.

KRÓL.

       70 Byłbyś tam Waszeć zamarł jak w bursztynie mucha
Gdyby nie ja. — Nad czémże dumasz Wojewodo?
Nie widziemy aby to było z jaką szkodą
Waścinego honoru, że ten świszczypała
Zmartwychwstał.

WOJEWODA.

Co?

KRÓL.

Ta rzecz się przez omyłkę stała.
       75 Paź mówi prawdę, mógłbym pokazać te listy,
A obaczyłbyś Waćpan że miał zamiar czysty:
Że pragnął owszem honor Waściny ocalić.

WOJEWODA.

Na Boga! — To mnie, Królu, na nic się żalić;
Być ukontentowanym — z hańbą zostać wiecznie...
Nie prawdaż?

KRÓL.

Ja tu hańby nie widzę...

WOJEWODA.

       80 To grzecznie!
To Miłościwy Panie dowód twojéj laski...
Więc ty hańby nie widzisz? Ja stawiam zatrzaski
Na wilka, a złowiłem wróbla i czyżyka;
Pokój chcę zamurować — i cudzołożnika
       85 Zamurowałem. — Smutny to wypadek Panie! —
A teraz niech się ze mną wola Boska stanie:
Ale ja tego pazia już mam i nie puszczę.

KRÓL.

Co? — i ty śmiesz? —