Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/189

Ta strona została przepisana.
AMELJA (do Wojewody.)

Nie pozwól mu iść — on chce zginąć.

WOJEWODA.

Precz! on zwycięży — a ty! —

(odpycha ją.)

No synu do szabli!
Zbigniewie — ot mi teraz szepcą jakby djabli
Że ty się pomścisz za mnie. Czy czujesz to w sobie?
Jeżeli nie, to zostań.

ZBIGNIEW.

Nie myślę o grobie...
       115 To za wcześnie, za wcześnie. Cóż Panie Mazepo...
Co się tak mamy rąbać i może na ślepo
Przy xiężycu albo li przy pochodni blasku,
Proponuję broń palną. Miejsce, w bliskim lasku...
Czekam na Pana...

MAZEPA.

Chodźmy...

ZBIGNIEW.

A ha — Mości Panie
       120 Nim się tu z nami wola Pana Boga stanie:
Jako rycerz osoby któréj cześci bronisz,
Warto że się jéj kornie do kolan ukłonisz,
Że ciebie i obrończą broń pobłogosławi...

WOJEWODA.

Paź przed nią?

ZBIGNIEW.

Jeśli winna, to pazia odprawi
       125 Z błogosławieństwem zguby... Bóg winnym nie sprzyja.

(Mazepa klęka przed Amelją która stoi nieruchoma.)
WOJEWODA (do Amelii.)

Słyszysz! Błogosławieństwo Wać Pani zabija —
Błogosław go — Cóż, martwa jak kamień, daj rękę.