Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/224

Ta strona została przepisana.
PUSTELNIK (sam.)

       165 O! ci młodzi ludzie,
Odchodzą od nas i wołają głośno:
Idziemy szukać szczęścia. Więc my starce
Cośmy przebiegli po téj biednéj ziemi,
A nigdy szczęścia w życiu nie spotkali,
       170 Możeśmy tylko szukać nie umieli...
Idź! idź! idź starcze do pustelnéj celi...

(chce wchodzić do celi — i zatrzymuje się na progu.)
(Wchodzi Filon, pasterz zamyślony — fantastycznie we wstążki i kwiaty ubrany.)
FILON (z exaltacyą.)

O złote słońce! drzewa ukochane!
O! ty strumieniu, który po kamykach
Z płaczącym szumem toczysz fale śklane!
       175 Rozmiłowane w jęczących słowikach
Róże wiosenne! z wami Filon skona!
Bo Filon marzył los Endymijona,
Marzył, że kiedyś po blasku miesiąca
Biała Bogini, różami wieńczona,
       180 Z niebios błękitnych przypłynie, i drżąca
Czoło pochyli, a koralowemi
Ustami usta moje rozpłomieni.
Ach! tak marzyłem! ale na téj ziemi
Nie ma Dyanny. Samotny uwiędnę,
       185 Jako fijołek — albo kwiat jesieni.

PUSTELNIK.

Co znaczą owe narzekania zrzędne?
Młody szaleńcze, gdzie zimny rozsądek?
Wywracasz świata Boskiego porządek,
A że ty chciwy Akteona wanien,
       190 Czekasz na ziemi anielskiego Bóstwa:
Dla tego tyle zestarzałych panien,
Dotąd się mężów swych nie doczekały;
Szukaj kochanki na ziemi.

FILON.

Świat cały
Napróżno zbiegłem, przeglądając mnóstwa