195
Dziewic śmiertelnych. Nieraz wzrok łakomy
Śledził z pod złotéj kapeluszów słomy
Żniwiarek twarze podobne czerwienią
Makom zbożowym. Nieraz poglądałem
Na białe płótna, łąk jasną zielenią
200
Słońcu podane; rojąc serca szałem
Że z bieli płócien, jako z morskiej piany,
Alabastrowa miłości Bogini
Wyjdzie na słońce. Ach! tak obłąkany,
Żyłem na świecie, jako na pustyni;
205
Nienasycony, dumający, rzewny.
Byłem na dworach, widziałem królewny,
Podobne gwiaździe Wenus co wynika
Wieczorem, z nieba różowego zorzą,
Zaczerwieniona ale bez promyka.
210
Serca nie mają, a sercem się drożą
Więcéj niż koron brylantami.
Głupcze!
Niedoścignionych gwiazd szalony kupcze!
Ty co na dworach szukałeś kochanki:
Precz! precz ode mnie kwiecie beznasienny,
215
Studniom niezdatny jak stłuczone dzbanki,
Światowi, jako słońca blask jesienny
Bezużyteczny. Skoro na tron wrócę,
Zamknę cię w szpital szalonych, lub rzucę
Na bakalarską ławę między dzieci.
220
Mój dobry ojcze! niechaj ci Bóg świeci!
Musisz być chory, gadasz nieprzytomnie.
Wszyscy szaleńcy zlatują się do mnie,
A wszyscy marzą o królewskich dworach,
Myślą o królach, a kryją się w borach,
225
I jęczą, jęczą jak oślepłe sowy.
Wsadź starcze głowę w strumień kryształowy,
Może ochłonie.