Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/228

Ta strona została przepisana.

To na trzcinę jeziora zwoływać jaskółki,
I uczyć budownictwa pierworoczne matki.
       20 Już zamykać stawiane na ptaszęta klatki,
Nim jaki biedny ptaszek uwięźnie w zapadni,
Na przekor ptasznikowi; już to pani sroce
Ciągle trąbić do ucha naukę: nie kradnij;
Albo wróblowi wmawiać że pięknie świegoce,
       25 Aby ciągle świegotał nad wieśniaczą chatą...
Pracuj jak koń pogański, pracuj całe lato,
A zimą spij u chłopa za brudnym przypieckiem,
Między garnkami, babą szczerbatą i dzieckiem.

SKIERKA.

Bo też ty jesteś leniwy Chochliku!

(patrzy na jezioro.)

       30 Ach patrz na słońca promyku
Wytryska z wody Goplana;
Jak powiewny liść ajeru,
Lekko wiatrem kołysana;
Jak łabędź kiedy rozwinie
       35 Uśnieżony żagiel steru,
Kołysze się — waha — płynie.
I patrz patrz! lekka i gibka
Skoczyła z wody jak rybka,
Na niezabudek warkoczu
       40 Wiesza się za białe rączki,
A stopą po fal przezroczu
Brylantowe iskry skrzesza.
Ach czarowna! któż odgadnie
Czy się trzyma fal obrączki?
       45 Czy się na powietrzu kładnie?
Czy dłonią na kwiatach się wiesza?

CHOCHLIK.

Ona ma wianek na głowie...
Czy to kwiaty? czy sitowie?

SKIERKA.

O nie... to na włosach wróżki,
       50 Uspione leżą jaskółki.