Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/248

Ta strona została przepisana.

       180 Żebym się matki kochanéj wyrzekła.
Prócz matki, siostry, wszystko ci poświęcę.

KIRKOR.

Oślepionego chyba losu ręce
Wskażą mi żonę...

SKIERKA (śpiewa do ucha Wdowy.)

Matko w lesie są maliny,
       185 Niechaj idą w las dziewczyny.
Która więcéj malin zbierze,
Tę za żonę pan wybierze.

WDOWA.

Coś matce staruszce
Przyszło do głowy... Mój ty królewicu,
       190 Jeśli pozwolisz twéj pokornéj służce,
To ci poradzi piękny krasnolicu.
Oto niech rankiem idą w las dziewczyny,
A każda weźmie dzbanek z czarnéj gliny:
I niechaj malin szukają po lesie,
       195 A która pierwsza dzban pełny przyniesie
Świeżych malinek, tę weźmiesz za żonę.

KIRKOR.

Wyborna rada... O! złota prostoto!
Ty mi dasz szczęście niczém nieskłócone,
Dnié roskoszami przeplatane z cnotą.
       200 Tak moja matko... niech o słońca wschodzie
W las idą córki z dzbankami na głowie.
A my w lipowym usiądziemy chłodzie;
Która powróci pierwsza, ta się zowie
Hrabini Kirkor... Sądź sam wielki Boże.

WDOWA.

       205 Królewic znajdziesz w téj chateczce łoże,
Pachnące siano zakryte bielizną.
Wierzaj mi panie, żabki się nie wślizną
Do twego sianka... proszę do alkowy.

KIRKOR (klaszcze, wchodzi sługa.)

Przynieś z powozu puhar kryształowy,
       210 Wino i zimne żubrowe pieczywo...

(sługa odchodzi.)