Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/249

Ta strona została przepisana.

Bądźcie mi zdrowe piękne narzeczone...

(odchodzi do alkowy poprzedzany przez Wdowę.)
ALINA.

Siostrzyco moja... o! jakież to dziwo,
O! jakie szczęście!

BALLADYNA.

Jeszcze nie złowione,
To szczęście siostro może nie dla ciebie...

ALINA.

       215 O! moja siostro... wszakże to na niebie
Jeśli nie słońce, to gwiazdy nad głową:
Jeśli nie będę panią Kirkorową,
To będę pani Kirkorowéj siostrą.
A tobie jutro trzeba wziąść się ostro
       220 Do tych malinek, bo wiész że ja zawsze
Uprzedzam ciebie i mam pełny dzbanek.
Nie wiem czy na mnie jagody łaskawsze
Same się tłoczą... czy tam... twój kochanek...

BALLADYNA.

Milcz!...

ALINA.

Ha siostrzyczko? a ja wiém dla czego
Malin nie zbierasz...

BALLADYNA.

       225 Co tobie do tego?

ALINA.

Nic... tylko mówię że jabym nie chciała
Rzucić kochanka ani dla rycerza,
Ani dla króla... a gdybym kochała,
Wzajem kochana, rolnika, pasterza,
To jużby żaden Kirkor...

BALLADYNA.

       230 Nie chcę rady
Od głupiéj siostry...

(słychać klaskanie za chatą — Balladyna zapala świéczkę i ukrywszy ją w dłoni wychodzi.)