Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/252

Ta strona została przepisana.
GRABIEC.

Znalazłem dęba przyjaciela;
       10 Choćbyś mi raj pokazał gdzie Bóg wróble strzela,
To nie porzucę dębu co się cały chwieje,
I potrzebuje wsparcia. — Patrz biedaczek mdleje.
Tu psie! tutaj z latarnią! zgubiłem dębinę.
Ha! dąb uciekł... nie poznał mnie... obrosłem w trzcinę
Siedząc w błotach noc całą...

CHOCHLIK.

Chodź do karczmy.

GRABIEC.

       15 Na to
Masz ze mnie przyjaciela — na to jak na lato...
Nie... to już nie przystoi... jeśli karczma dama
Kocha mię jak ja kocham... to nadejdzie sama...
Głupstwo chodzić do dziewcząt... Skąd ty masz tabakę?

CHOCHLIK.

Od pana Lucyfera.

GRABIEC.

       20 Ty mi świecisz Bakę.
Psie mój miły poszukaj zająca — a strzelę.

CHOCHLIK.

Czém?...

GRABIEC.

Gromem... Cośmy z tobą dobrzy przyjaciele,
Przepraszam ciebie bardzo żem cię zawiódł w błota,
Siedzieliśmy w kałuży po uszy jak cnota,
       25 I kichali — kichali... mój nos w nos waćpana.

CHOCHLIK.

Pamiętasz co nam trzcina mówiła?

GRABIEC.

Kochana!
Przyszła na pomoc...

CHOCHLIK.

Trzcina ratowała dudę...

GRABIEC.

Ja zawsze obwiniałem trzciny o obłudę...