Nie trącaj bom pjany...
Ta wierzba gada...
W lesie są szatany.
Ja znam się z niemi; nieraz mi do celi
W okna stukają...
W lesie są anieli,
Ale umarli...
320 Chodź z twoim Aniołem...
Przeklęci ludzie! jakim oni czołem
Śmieli ułamać gałąź tego drzewa?
On musi cierpić...
Ach coś się wylewa
Gorzkiego z rany... to zapewne woda
325
Z ziarnek pszenicy ogniem wymęczona,
Którą ci ludzie piją...
Łza stracona...
Ach każdéj łezki brylantowéj szkoda,
Kiedy nie dla mnie płynie ze źrenicy.
Jutro ty będziesz wolny mój kochanku;
330
Jutro wymawiać będziesz okrutnicy,
Że cię dręczyła z ranka do poranku...
Ukryj się Skierko — patrzaj Balladyna
Zbłąkana w lesie tu nadchodzi, sina,
Okropnie blada z rozpuszczonym włosem.
335
Ja twarz zakryję i pod wierzbą siędę;