Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/269

Ta strona została przepisana.
BALLADYNA.

O wielki Boże! a ty co za widmo?...

GOPLANA.

Bańka z kryształu którą wichry wydmą
Z błękitu fali... i barwami kwiatu
Malują zorze — Ale bądź spokojną,
       380 Ja nie wyjawię tajemnicy światu.
Zostawię ciebie przeznaczeniem spojną
Z ręką rycerza, i ze zbrodni ręką;
A ręka zbrodni daléj zaprowadzi.
Usychaj wiecznie tajemnicy męką.
       385 Każda malina może ciebie zdradzi.
Ta wierzba ciebie widziała,
Korą wyśpiewa...
Lękaj się drzewa!
Lękaj się kwiatu!
       390 Każda lilija albo róża biała,
I na ślubie i po ślubie,
Będzie plamami szkarłatu
Na wszystkich liściach czerwona.
Idź... weź ten dzbanek... ja ciebie nie zgubię.
       395 Ale natura zbrodnią pogwałcona
Mścić się będzie — idź do chaty.

(Balladyna bierze z rąk Goplany dzbanek Aliny i odchodzi milcząca.)

Odeszła i splamione krwią obmyje szaty.
Ale na czole plama zostanie czerwona;
Nie ostrzegłam jéj, próżno byłoby ostrzegać,
       400 Ta plama nie zejdzie z czoła. —
Ja zaś idę po fali kryształowéj biegać,
Rzucę ten ciemny obraz zdrodni, w jasne koła
Zwierciadlanego Gopła... O blasku miesiąca
Wrócę słuchać jak szumi ta wierzba płacząca.

(odchodzi.)