Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/284

Ta strona została przepisana.

I być jak ludzie którym spadło z nieba
Ogromne szczęście... Wszakże tylu ludzi
       5 Większych się nad mój dopuścili grzechów
I żyją. — Rankiem głos sumnienia nudzi,
Nad wieczorami dręczy i przeraża;
A nocą ze snu okropnego budzi...
O! gdyby nie to!... Cicho — Mur powtarza:
O! gdyby nie to...

(Wchodzi Kirkor zbrojny z rycerstwem...)
KIRKOR.

       10 Moja młoda żono!
Jakże ci w moim zamczysku?...

BALLADYNA.

Spokojnie.

(Wchodzi Fon Kostryn.)
KOSTRYN.

Rycerze zbrojni czekają przed broną.

BALLADYNA.

Grabia! dla czego tak rano i zbrojnie?

KIRKOR.

Kochanie moje odjeżdżam...

BALLADYNA.

Gdzie?

KIRKOR.

Droga!
       15 Przysiągłem święcie taić cel wyprawy.

BALLADYNA.

Odjeżdżasz! ach ja nieszczęsna!...

KIRKOR.

Na Boga!
Nie płacz najmilsza... bo ci będzie łzawy
Głos odpowiadał nie rycerskiém echem...
Ani mię trzymaj przymileń uśmiechem,
       20 Bo moje oczy olśnione po słońcu
Drogi nie znajdą... Niech pierś uniesiona
Ciężkiem westchnieniem z krągłego robrońcu