Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/288

Ta strona została przepisana.
KOSTRYN.

Jak biedny ptaszek z pod płonących dachów
W lot się puściłem... dziś obcy... nieznany
Własnéj ojczyznie, sługa w obcym kraju;
Niech to nie będzie mojém potępieniem,
Ty także obca...

BALLADYNA.

Co?

KOSTRYN.

       80 Ty jesteś z raju.

(odchodzi.)
BALLADYNA. (sama.)

Jak się ja prędko poznałam spojrzeniem
Z tym cudzoziemcem — Ja mu nic nie winna —
Szukałam okiem przerażoném w tłumie
Kogoś — Wierzyłam że tu być powinna
       85 Bratnia mi dusza... dusza moja... z moją...
Zacząć — jak? spojrzeć — jeżeli zrozumie
Przemówić — Dziwnie że się ludzie boją
Ludzi jak Boga i więcéj niż Boga. —
Będę odważną z ludźmi...

(Wchodzi wdowa ubrana jak w 2-gim akcie w świątecznym ubiorze.)
WDOWA.

Córko droga!
       90 Co to się stało, Królewic odjechał?

BALLADYNA.

Cóż stąd?...

WDOWA.

Nazajutrz po ślubie zaniechał
Żoneczki młodéj... czyś go zagniewała?
To by źle było! Jakże ty dziś spała
Gołąbko moja? wszak mówią że trzeba
       95 Pamiętać zawsze sen na nowém łożu.
Otóż ja śniłam że do mnie aż z nieba
Przyszła Alina, ot tak niby w morzu
Płynąc w obłoczkach... i rzekła