Nosisz prawdziwą koroną Popielów...
Widzę że służy ludziom do tych samych celów
Co czapka, kryje uszy. A to?
Berło twoje.
115
Jak chcesz, miły węgorzu, ja sobie uroję
Że to berło; niech oko rozumowi sprzyja
I powié że to berło... Skąd wy tego kija
Wzięli djabliki moje?
Gdy cię Grabkiem zwano.
Nie mów mi o tym Grabku.
Gdyś był wczora rano
120
Obywatelem lasu, wierzbą: z królo-drzewa
Filon ułamał gałąź.
I ta ręka lewa
Nosi tę samą korę, którąm ja porastał,
I ta kora jest berłem... Ha! to będę szastał
Tym berłem po grzbiecinach. — Ach wielka mi szkoda
125
Że się do nieba dostał ojciec golibroda,
Wrazby oszastał długie kędziory na brodzie.
Moja wiedźmo co chodzisz jak święta po wodzie,
Nie możesz ty mię z łaski swojéj brody zbawić?
Nie?... basta... jaki balwierz potrafi się wsławić
130
Na téj królewskiéj brodzie — Ha... a jeszcze warto
Dać mi jabłko do ręki, a z dzwonkową kartą
Będę chodził po świecie jako ze zwierciadłem.