Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/311

Ta strona została przepisana.
SCENA PIĄTA.
Sala w zamku KIRKORA.
KOSTRYN.
KOSTRYN. (sam.)

Za pustelnika celą drzewami ukryty
Słvszałem tajemniczą spowiedź téj kobiety.
O! szczęście! — teraz panem złotéj tajemnicy;
Mógłbym ją z pałacowéj rozkrzyczéć wieżycy,
       5 Albo mojemu panu wiernie opowiedzieć,
Albo okropną powieść wyrazami cedzić
Jako piasek klepsydry, w pani trwożne ucho,
Aź zobaczę skarbnicę tego zamku suchą
Jak czoło Araratu... Wraca Balladyna.
       10 Mogę mieć ją i skarby — Szczęśliwa godzina.

(staje na stronie.)
BALLADYNA. (wchodzi głęboko zamyślona.)

O wszystkiém wié ten człowiek stary... powié drzewom,
Drzewa będą rozmawiać o tém w głuche noce,
Aź straszna wieść urośnie. O! biedneż wy myśli,
Jak dzieci nierozumne cieniów się lękacie.
       15 Ten starzec słowa moje łączy, składa, zbiera,
I mówi: być nie może... ta kobieta młoda
Nie zabiła. A jeśli nie, jeżeli pewny;
A któż w taką rzecz może uwierzyć jak w pacierz...
Ale jeśli uwierzył — jeśli przechodniowi
       20 Zbłąkanemu opowie straszną zbrodnię pani,
Nim wymówi nazwisko, zlęknie się jak prostak
Zemsty możnego pana. — A może — jeżeli
Dobre ma serce starzec, na końcu języka
Znajdzie litośną radę: Na co ludziom szkodzić?
       25 A może już zapomniał, a ja nierozsądna
Myślę, o czém ten starzec myśleć już poprzestał...
Bo i czémże ja jestem aby mną się ludzie
Zajmowali, śledzili, chcieli gubić? — Piekło!
Tysiącem słów nie mog zabić tego słowa:
       30 On wié — Na cożem poszła do tego człowieka?
Straciłam się; szatańska ręka mnie zawiodła.
I pomyśleć? że gdyby nie te odwiedziny,