Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/323

Ta strona została przepisana.
WDOWA.

Urodziłam z siebie
Trumnę dla siebie — o Boże! mój Boże!...

(Służalce na znak dany przez Kostryna chwytają za ręce wdowę.)

Puszczajcie! córko! niech pomyśli — córko!...
       90 O córko! pomyśl — ale tam na dworze
Ciemno, deszcz pada, a piorun pod chmurką
Czeka na siwy mój włos by uderzył.
Patrzaj przez okno — grom nie będzie wierzył
Jak mię zobaczy samą w taką burzę,
       95 Że ja nie jestem jaką zabójczynią
Co się po nocy błąka...

(Ciągną ją na znak gniewliwy Balladyny.)

Powiem chmurze
Niech bije w zamek gromem! Nie targajcie,
Ja pójdę sama — Świat teraz pustynią
Dla staréj matki...

BALLADYNA.

Chleba kawał dajcie.

WDOWA.

       100 Bodaj cię chleb ten zadławił! zadławił!
O! nie targajcie; bo i tak podarta
Sukienka moja — wiatr się będzie bawił
Z łachmanem staréj matki. O! to czarta
Córka; nie moja! nie moja! nie moja!

(Wychodzi — wyprowadzona przez służbę.)
BALLADYNA (po długiém milczeniu.)

       105 Czemuście smutni? Wszak pod uczty koniec
Ludzie szczebiocą co język przyniesie.
A wy milczycie jak w zamczysku zboja?

(Słychać tentent.)

Co to za tentent?

SŁUGA.

Przybył Grafa goniec.