Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/325

Ta strona została przepisana.

Zalał, strzaskał, zdruzgotał. Kirkor jedną ręką;
Trzymał trupa; a drugą swój miecz zakrwawiony.
My zaś, jego rycerze, pełniąc rozkazanie,
       140 Mieczów nie dobywali. Wtem tłok ludu jako
Bałwan rzucony wiatrem, zniżył się kolanem
Przed olbrzymią postawą Kirkora i wołał:
Niech żyje ludu mściciel! Kirkor król niech żyje.

BALLADYNA.

Co mówisz Kirkor królem?

GONIEC.

Racz końca wysłuchać.
       145 Gdy lud głosił go panem, Kirkor miecz błękitny
W trupiéj ocierał szacie; widać że głęboko
Dumał jakiemi słowy myśl wyrazić zdoła.
Nakoniec rzekł: O! Lachy, ja nieznany rycerz.
Nie mogę przesławnemu władać narodowi;
       150 Com uczynił, czyniłem nie dla wyniesienia
Głowy mojéj, czyniłem to dla szczęścia ludu.
Jam stworzony do ciszy wiejskiéj i prostoty,
Dla mnie za ciężką nawet była godność Grafa,
I zniżyłem ją szczeblem pojąwszy w małżeństwo
       155 Zamiast jakiéj królewnéj ubogą chłopiankę;
Ona zamiast herbowych znaków, połączyła
Z herby mojemi dzbanek pełny malin; ona
Nic podobna królowéj; ani państwa pany
Zechcą chłopianki dzieciom na przyszłość podlegać.

BALLADYNA.

       160 Niegodne kłamstwo! kłamstwo! to kłamstwo!

GONIEC.

I daléj
Kirkor tak rzecz prowadził: Ogłoście po kraju
Bezkrólewie; a kto się na zamku pokaże
Uwieńczony prawdziwą koroną Popielów,
Koroną w któréj znany brylant żmije-oko
       165 Między dwóma rubiny, na trzech perłach leży,
Tego królem obierzcie. Lud zgodnym okrzykiem
Przyzwolił na tę mowę i osierocony
Czeka, aż się ukaże król, dziedzic korony.