Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/335

Ta strona została przepisana.
PUSTELNIK.

Jak się córka twoja zowie?

WDOWA.

Zowie się córką. Ale ja nie wierzę
Ażeby ona miała oczy w głowie,
       70 Oczy co płaczą. — W taką zawieruchę!
W takie pioruny, na deszcz wygnać matkę!
Co ją karmiła, co piersi ma suche,
Starością suche — a włos taki biały
Jak co świętego.

PUSTELNIK.

Chodź pod moją chatkę,
Ty drżysz od zimna! chodź!

WDOWA.

       75 I zamek cały
Do niéj należy, wielki jak pół świata...
Widzisz!... Grafini?!

PUSTELNIK.

Chodź!...

WDOWA.

Tu będę czekać,
Czy córka moja wié gdzie twoja chata?
A kto wie? może, jak pies zacznie szczekać
       80 Na jaki łachman, to wspomni o matce,
I każe szukać po świecie — Być może!
Wszak Bóg ma litość?

PUSTELNIK.

Chodź przepłaczesz w chatce
Tę noc burzliwą, a gdy błysną zorze
Ja cię powiodę do wielkiego Króla;
       85 Do nóg się rzucisz błagając o litość
I...

WDOWA.

Powiem jemu... ja biedna matula
Do nóg się rzucam.

(klęka)