Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/341

Ta strona została przepisana.

       25 Dziwnie krew pachnie odemnie...
Stało się — stało; teraz nadaremnie
Żałować rzeczy. Stało się — przeminie.
Z nas wszystkich kiedyś będą takie trupy.
Swiecy! — mój cały zamek za błysk swiecy!

(Kostryn wchodzi bez światła)
KOSTRYN.

       30 Wszystko śpi w naszéj ceglanéj fortecy,
Nawet zagasły latarniowe słupy
Przy bramie zamku. Czy służbę rozbudzić?

BALLADYNA.

Nie budź nikogo; myślałam zabrudzić
Ręce po łokieć. Dziwną pachnę wonią.

KOSTRYN.

Wzięłaś koronę?

BALLADYNA.

       35 Nie... stój, pójdę po nią,
Ja się nie lękam. Wiem gdzie stoi łoże.

(wychodzi Balladyna na wieżę.)
KOSTRYN.

Straszna odwaga. Omal tobie Boże
Nie podziękuję, że mi ona kradnie
Czyn ten okropny... Chciałbym na jéj czole
       40 Zobaczyć jaką barwą lwica bladnie.

(Balladyna wraca bez korony.)
BALLADYNA.

Próżno w ciemnościach macałam po stole,
Ten stół miał jakieś rysy zimnéj twarzy.
Może to nie był stół...

KOSTRYN.

Ty stój na straży,
Ja pójdę szukać...

BALLADYNA.

Stój... nie idź — wszak ja się
       45 Nie lękam siebie — Nawet nie żałuję...