Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/347

Ta strona została przepisana.
SCENA DRUGA.
Pod murami Gniezna wał.
KIRKOR z dobytym mieczem, ze skrzydłami orlemi na barkach wchodzi na czele wojska — Chorągwie rozwinięte — trąby grają.
KIRKOR (do Rycerzy.)

Człowiek co się o berło Lachów upomina
Nie chciał wystąpić w szranki, jak podła gadzina
Kryje się, a zebrawszy, co mówię! ten podły
Obietnicami, złotem, zakupiwszy sobie
       5 Mnogich stronników... rycerz z nieznanemi godły,
Walką chce tron owładnąć, i na moim grobie
Stanąć jako na pierwszym szczeblu królowania.
Mnodzy rycerze nasi, (niech nas Bóg ochrania
Od takiego szaleństwa i takiéj ślepoty)
       10 Mnodzy nasi rycerze przeszli pod namioty
Jasnego oszukańca, lecz Bóg patrzy z nieba
W serca ludzkie; nam zdrajców przekupnych nie trzeba,
Skoro przybędzie Popiel, po którego w lasy
Posłałem trzech rycerzy, z orlemi hałasy
       15 Rzucićmy się na złoty obóz samozwańca.

(Do rycerzy stojących na murach.)

Wy zamykajcie bramy... Niech z każdego szańca
Na pole walki patrzą mnogie samostrzały...
Gdybym ja przegrał, zginął, to jeszcze te wały
Długo bronić się mogą... Niech wam siwe głowy
       20 Przypomną w chwile strachu, że mur południowy
Najsłabszy, że tam trzeba postawić mur ludzi.
Ale da Bóg że miasto jutro się obudzi
Wolne od zgrai łotrów.

RYCERZE.

Zwyciężysz Kirkorze!

KIRKOR.

Jeśli Bóg da... ah! kiedyż ja przyłbicę złożę!
       25 Kiedyż wrócę do żony? kiedyż ujrzę koniec
Krwawym sprawom królestwa i rozbojom.

PIERWSZY Z RYCERZY.

Goniec.