Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/351

Ta strona została przepisana.

Świeżo na krętym brusie pociągnione.
Co słychać?

(wchodzi żołnierz.)
ŻOŁNIERZ.

Panie! wszystko zawichrzone
Na polu walki jak w burzliwéj chmurze.

BALLADYNA.

Czy przegrywamy?

ŻOŁNIERZ.

       55 Na szańcowéj górze
Gdzie rosną brzozy nad źródłem, widziałem
Grafa Kirkora, otoczony wałem
Zabitych ludzi trzyma się i siecze
Jasną siekierą.

BALLADYNA.

Z czémżeś ty człowiecze
Do mnie przysłany?

ŻOŁNIERZ.

       60 Donoszę ci Xiąże,
Że dwiestu ludzi przekupionych wczora,
Przeszło na polu z szeregów Kirkora
Na stronę naszą. Jeśli się rozwiąże
Na lewém skrzydle łuczników gromada
       65 Kupiona złotem, pole będzie nasze.

BALLADYNA.

Jeszcze nie przeszli! opieszała zdrada
Gorsza niż wierność... Idź w bojową kaszę
Z łyżką żelazną, jeżeli w nią wpadnie
Głowa jakiego wodza będziesz panem...
       70 Rozumiesz? można po za góry snadnie
Podejść... zaskoczyć na plecy, — czekanem
Ciąć w łeb stalowy — Idź — bić — i zabijać.

(Wchodzi drugi goniec.)
GONIEC.

Lewe się skrzydło zaczęło rozwijać
I pierzchać w Gniezno... wkrótce walki koniec.
Przy nas zwycięztwo...