On w malignie...
90
Wynieść go! wynieść!... ciało jego stygnie...
Niech lekarz jaki uzdrowi go, za to
Połową kraju zapłacę.
Już skonał.
Pani, okropną zasmucona stratą
Znoś ją cierpliwie. Bóg ciebie przekonał
95
Na samym wstępie u złotego tronu,
Że przy tych szczeblach stoi widmo zgonu
I czeka na nas.
Już przeszłość zamknięta
W grobach... Ja sama panią tajemnicy.
Każcie wojennym brańcom roskuć pęta,
100
Zastawić stoły na rynkach stolicy,
I dawać co dnia dla żebraków strawę.
Wdzięczność i sława tobie.
Ja o sławę
Nie dbam, a wyższa teraz nad sąd ludu
Będę, czém dawno byłabym, zrodzona
105
Pod inną, gwiazdą. Życie pełne trudu
Na dwie półowy przecięła korona.
Przeszłość odpadła jak od płytkiéj stali
Którą po stronie jednéj ośliniła
Żmija — półowa jabłka leci zgniła
110
I czarna jadem. Wyście mnie nie znali
Tak, jak byłam — niech więc lud nie śledzi
Przeszłości mojéj. Wiecie com wyznała,
A resztę wyznam xiędzu na spowiedzi.