Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/366

Ta strona została przepisana.
KANCLERZ.

Niech ludowi miasta
Otrąbią wyrok na zamkowym progu.
       225 Katowi zemsta należy lub — Bogu.

(Trąby.)

Niech teraz stanie oskarżyciel trzeci.

(Wchodzi ślepa wdowa, matka Balladyny.)

Ktoś ty jest?

WDOWA.

Wdowa.

KANCLERZ.

Na kogo?...

WDOWA.

Na dzieci
Skargę zanoszę... Mówią że Królowa
Piękna jak Anioł, niechaj ona sądzi...
       230 Miałam dwie córki stara, biedna wdowa,
Żywiłam obie. — Jak to często błądzi
Człowiek na ziemi czekając pociechy —
Młodsza uciekła z pod matczynéj strzechy,
Nie dobre dziecko. Lecz druga — o Boże! —
       235 Królowo moja, ty jak anioł biała
Sądź że ty sama! — Druga poszła w łoże
Wielkiego Grafa: bogdaj bym skonała
Jeśli ja kłamię; Graf ją wziął za żonę. —
Królowo moja bogdaj ci koronę
       240 Bóg wiecznie trzymał na téj mądréj główce,
Osądź! — W téj drugiéj córce jak w makówce
Było rozumu, Graf ją kochał bardzo,
Ale ja matka kochałam jak matka!
Aż tu w jéj zamku już służalce gardzą
       245 Biedną staruszką — cierpię do ostatka
Wzgardę służalców, grób był dla mnie blisko
Aż tu mnie jednéj nocy te córczysko
W obliczu ludzi zaparło się głośno...
A! córko mówię bądź że ty litośną
       250 Dla staréj matki, co już bliska truny.