Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/016

Ta strona została przepisana.
SUMNIENIE.




I.

Przekląłem — i na wieki rzuciłem ją samą,
I wzburzony, nim xiężyc zabłysnął wieczorem,
Jużem się od niéj długim rozdzielił jeziorem.
A gdy się toń jeziora xiężycową plamą
Osrebrzala, gdy wichry zawiewaly chłodniéj,
Jam jeszcze leciał — jeszcze uciekałem od niéj.


II.

I może bym zapomniał, bo koń leciał skoro,
Bo mi targały myśli tętniące kopyta.
Gdzie ona?... oszukana... przeklęta — zabita...
Patrzę na niebo — xiężyc — na gwiazdy — jezioro —
Wszak jęk tu nie doleci... wszak łez nie zobaczę,
To jezioro? to fala? to nie ona płacze.


III.

I możebym zapomniał... lecz gdy to spostrzegła
Biada światłość xiężyca — krok w krok za mną biegła.
Próżno się zatokami wężowemi kręcę,
Wszędy mnie xiężycowa kolumna dopadła:
Jakby się ta kobieta do stop moich kładła,
I niema płaczem, za mną wyciągała ręce.